Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Frugolina
Piśmienny
Dołączył: 19 Wrz 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: pisarka
|
Wysłany: Nie 20:28, 25 Lis 2012 Temat postu: [R][T][+13] Pieśniarz, czyli śmierć |
|
|
Hm, czy ja to kiedyś skończę? Pewnie nie. Ale oto me dzieło (dziwne i niezrozumiałe nawet dla mnie), męczcie się:
W małej, skromnie urządzonej chatynce panował mrok. Stary bajarz postanowił przerwać sprzątanie, gdy natrafił na dość niezwykłe znalezisko. Pochylił się z trudem i wziął do ręki zakurzony zwój, leżący u stóp niewysokiego regału. Usiadł przy krzywym, pełnym odstających drzazg stole, po czym swymi chudymi, pokrytymi pomarszczoną skórą palcami rozwiązał ostrożnie nić okalającą rulon. Odłożył ją delikatnie i rozwinął pożółkły, postrzępiony zwój.
Była to mapa; nagłówek głosił, że przedstawia ona kraje po upadku Wielkiego Królestwa w roku dwunastym ery osiemnastej. Stary bajarz musiał przyznać, że nigdy takiej nie widział w swej chatce. Ba, nie widział takiej w ogóle. Od blisko dwustu lat używano zupełnie innego podziału dziejów na ery, według którego żyli w erze piątej. Być może zawieruszyła się i wpadła pod regał poprzedniemu właścicielowi lata temu, pomyślał. Nie interesowało go, skąd mapa się wzięła. Interesowało go, co zawiera.
Pierwszy rzut oka pozwolił na dostrzeżenie, że dzieło nigdy nie zostało dokończone. Spory fragment mapy był niezarysowany. Około trzecią część cennego dokumentu pokrywał zaledwie szkic najpotężniejszej z trzech isneus’ – Lox. „Kiedyś tego kontynentu nie znano zbyt dobrze; może to więc dlatego mapa jest niepełna…?” – zastanawiał się bajarz. Ellokia, umiejscowiona pewnie i we właściwym miejscu, stanowiła jeden z dwóch isneus’ przedstawionych przez dzieło. Drugą była Atsë – oddalona na północ i zdecydowanie większa. Stary bajarz bez trudu dostrzegł jednak pewne nieścisłości, na które obecnie żaden kartograf nie mógłby sobie pozwolić. Zwrócił też uwagę na zupełnie różne od dzisiejszych granice krajów Atsë.
Stary bajarz obdarzony był zdolnością widzenia przeszłości.
Zobaczył, jak żołnierze Sartuu oblegają dawną stolicę Azathanielu. Zobaczył, jak te same wojska zdobywają ziemie Postaniki aż po Góry Allronickie. Jak król wojowniczego kraju południa opuszcza swą siedzibę w Annatorii i rusza dalej podbijać Azathaniel. Jak zdobywa wszystkie twierdze tego mroźnego kraju aż po jego skute lodem północne przylądki. Jak królowa Loall składa drżący, pełen gracji pokłon barbarzyńcy z południa i poddaje swój kraj w ręce bezlitosnego wroga. Zobaczył pierwszy pokój w Ammitylli. Zwycięstwo Lorettiny nad Sartuu w bitwach o utrzymanie granic. I potężną jej klęskę w bitwie morskiej pod Port Amilé.
Stary bajarz czuł, że po policzkach spływają mu łzy, kiedy ujrzał swymi daleko widzącymi oczyma powrót Wielkiego Królestwa. Raz rozgromione, powróciło po blisko dwustu latach, wyniszczając wszystko wokół. Zmieniło tylko nazwę. Odtąd nazywa się je Imperium Isneus’ Atsë.
Stary bajarz wiedział, że Ellokiańczycy to waleczny naród i że łatwo nie oddadzą swego kraju. Lecz potęga Atsë rosła. I rośnie. I wkrótce i ten kraj upadnie. I niepodległy pozostanie tylko Lox. Lecz na tej isneus’ nie można liczyć na gościnę.
Stary bajarz porzucił ponure myśli o przyszłości i wsłuchał się w coraz głośniejszy zew zamierzchłych lat.
I usłyszał. Piękną melodię i równie piękny śpiew. Wesoły śpiew.
A potem zobaczył tyle dziwnych wydarzeń, że postanowił o nich opowiadać aż do końca swych dni.
Ehm, to prolog. Taki krótki i dziwny, ale jakże bym mogła napisać coś normalnego? ;>
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Frugolina dnia Nie 20:29, 25 Lis 2012, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Balladyna
Strażnik pióra
Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zakopane / Astromnilie Płeć: pisarka
|
Wysłany: Nie 22:06, 25 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Podoba mi sie.
Stary bajarz.
Chatynka.
B.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Nastalia
Błędne pióro
Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 137
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: pisarka
|
Wysłany: Pon 22:01, 26 Lis 2012 Temat postu: |
|
|
Ooo, mam nadzieję na jakiś ciąg dalszy W sumie nie ma na razie co oceniać, bo mało, mało, ale zapowiada się fajnie
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Frugolina
Piśmienny
Dołączył: 19 Wrz 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: pisarka
|
Wysłany: Wto 19:05, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
W sumie to mam na komputerze pierwszy rozdział w całości, więc mogę go dodać (chociaż jest dziiiiiiiiiiiiwny).
Cieszą mnie Wasze pierwsze wrażenia.
CZĘŚĆ PIERWSZA
”Och, piękne jest życie pieśniarza, lecz dla pieśniarza nie ma nic piękniejszego niż śmierć!”
~Elias z Ellotei
„Istnieje legenda o mądrym trubadurze. Nic poza tym.”
~Sirja z Ellotei
Rozdział 1.
Zmęczone słońce powoli chyliło się ku zachodowi, oświetlając szumiące łąki pokrywające brzegi Kelikkian po raz ostatni tego dnia. Mniejsi i więksi jej nocni mieszkańcy powoli zaczęli wychodzić z dziennego ukrycia. Dało się słyszeć ich obecność poprzez cichsze i głośniejsze dźwięki wydawane przez ich łapki, główki, skrzydełka. Ostatnie, zmęczone pszczoły chowały się gdzieś w gęstwinach, starając się jak najszybciej trafić do ula, a jednocześnie walcząc z ciężarem zebranego nektaru, utrudniającego ich lot.
Młoda, niska kobieta, o iskrzących, niebieskich oczach siedziała na ziemi blisko brzegu, tam, gdzie trawa nie była wysoka. Miała na sobie krótką, luźną sukienkę bez rękawów w nefrytowym kolorze, przewiązaną w talii rzemykiem. Cerę miała bardzo jasną; na jej niemal białych łydkach ciemne żuczki odbijały się wyraźnie. Nie strzepywała ich, czasem tylko delikatnie zdejmowała je ze swego ciała. Stopy miała bose, a jej skórzane sandały, były dokładnie takiego samego koloru, jak rzemyk u sukienki. Twarz miała ładną, okoloną przez złote niczym dojrzała pszenica włosy, spięte w elegancki kok. Wypływały z niego pojedyncze, kręcone kosmyki, wywierając wrażenie zaplanowanego nieładu. Jasne, lekko zaróżowione policzki i karmazynowe, małe usta dopełniały wyglądu typowej, jednak nad wyraz ślicznej Ellokianki.
Kobieta oglądała z rozmarzeniem chmurki na niebie, nie bacząc na swój całkiem spory bagaż, leżący nieopodal, pilnowany jedynie przez śnieżnobiałą, zadbaną klacz o wyjątkowo lśniącej sierści. Bladolica Ellokianka przysunęła się nieco bliżej brzegu Kelikkian tak, aby móc zamoczyć w jej wodach stopy, uważając pry tym, by nie zgnieść żadnego owada, który znalazł się na jej ciele. Zanurzyła nogi do połowy łydki w wartkiej rzece i jęła się delektować uczuciem, które jej przyniosła ta czynność. Wtem zawołała wesoło:
- Eliasie, chodź tu do mnie! – Głos miała dźwięczny, przyjemny dla ucha, niemal kuszący słuchacza. – Nie słyszysz, jak woda woła? Ona pragnie i twojego ukojenia.
Z zarośli wyłonił się wysoki, chuderlawy mężczyzna. Niebieskooka odwróciła ku niemu głowę. Nosił niezbyt czysty strój łowcy, przez plecy przewieszony miał łuk. Twarz miał ubrudzoną, poprzecinaną wąskimi bliznami, jasne włosy krzywo obcięte i posklejane od zaschniętego błota. Spojrzał na nią swymi dużymi, zielonkawymi oczyma. Niechętny wyraz jego szczupłej twarzy, sprawił, że wzdrygnęła się.
- Czyżby nie udało się wielkie polowanie? – Rzuciła tonem pełnym rozbawienia.
- To zależy… – mruknął. – Dzikowi się udało.
Wskazał na postrzępiony kawałek swojego szarego płaszcza.
- Ach, rozumiem, poszedłeś polować na dzika, tymczasem dzik niemal upolował ciebie? – Zaśmiała się serdecznie.
- Można tak to ująć.
- Och, nie złość się, Eliasie! I tak musisz wyrzucić to ubranie.
- Dlaczego? Przecież ta dziura jest do załatania…
Kobieta westchnęła ostentacyjnie.
- Te ubrania wydzielają tak okropny zapach, że psują całą aromatyczną harmonię tej łąki. No już, zdejmij je i przebierz się w coś normalnego, a ja się ich pozbędę. – Wykonała niecierpliwy ruch ręką, by dobitniej podkreślić część swej wypowiedzi, mówiącej o tym, że ma się pośpieszyć.
- Sirjo, ale ja jeszcze nic nie upolowałem… Nawet pułapki na króliki… hm, uległy wcześniejszej degradacji do środowiska.
- Och, twoje palce nadają się tylko do grania na lutni. – Stwierdziła z rozbawieniem i lekką irytacją.
- Nie przeczę. – Przytaknął.
- I bardzo dobrze. Nie będziesz zabijał niewinnych stworzeń.
- Co w takim razie zjemy na kolację?
- To, co zawsze.
Elias jęknął. Nie miał najmniejszej ochoty jeść zieleniny, którą zaraz przygotuje Sirja.
- Nie marudź. I zdejmij wreszcie to ubranie, mówiłam!
- Ale… - zająknął się. – Tutaj?
- Och, jakiś ty wstydliwy się nagle zrobił! Możesz się rozebrać, gdzie chcesz. Nawet na trzecim isneus’. Ale pamiętaj, wszystko, co z siebie zdejmiesz, masz dać mi.
- Ale… - Zaczął, lecz rzuciła mu ostre spojrzenie. – No już dobrze.
Odszedł kilka kroków i schował się w krzakach. Przynajmniej myślał, że się schował. Sirja, gdyby tylko zechciała, mogłaby go zobaczyć. Potrafiła przecież wiele. Elias czasem myślał, że zbyt wiele. Przez to czuł, że przy niej praktycznie nie ma prywatności. Sirja jednak nie zamierzała go teraz oglądać. Jednak ktoś, a raczej coś, miało nieco inny pogląd na tę sprawę. Przyczajony dzik obserwował uważnie swą niedoszłą ofiarę.
Sirja zaśmiała się.
Elias skrzywił się, myśląc, że znów go podgląda.
- Przestań! – Krzyknął.
- Eliasie, mówisz do mnie czy do tego dzika, który zaraz cię staranuje?
I znów zaniosła się śmiechem.
Odwrócił się powoli.
Ujrzał swą niedoszłą kolację i natychmiast zapomniał, że zdjął już z siebie całe ubranie. Z krzykiem wybiegł na niewielką polankę, na której odpoczywała Sirja i ich konie, po czym z głośnym chlupotem wskoczył w niezbyt rwącą w tym miejscu toń rzeki Kelikkian. Dzik, naturalnie, podążył za nim, lecz na swojej drodze niemal wpadł na jasnowłosą Sirję. Ta, choć dotąd niewzruszenie półleżała na trawie, nagle stanęła w pozycji bojowej tuż przed rozjuszonym odyńcem. Zwierzę nie zatrzymało się i to był błąd. Poważny błąd.
Elias, wynurzywszy głowę z wody, musiał zmrużyć oczy, bo ujrzał niebieski błysk. Westchnął.
- To była moja ofiara!
- Dlatego miała mnie zabić?
- Tak, właśnie dlatego.
- I tak byś jej nie złapał.
- Ty i tak nie zjadłabyś dzika.
- Ależ oczywiście, mój koń nawet nie będzie tych ohydnych zwłok niósł w jukach. Aha, i nie wędź tego obrzydlistwa na tej łące. Mówiłam ci już co nieco na temat psucia jej pięknego zapachu.
- Ja tam nic szczególnego nie czuję. Łąka jak łąka.
Westchnęła.
- Ale i tak przynajmniej czynisz jakieś postępy, skoro postanowiłeś się umyć. – Stwierdziła, po czym mruknęła cicho: - Biedna rzeka…
Elias poczuł, że na jego policzki wpływa szkarłatny rumieniec, kiedy uświadomił sobie, że woda jest zbyt czysta, by choć trochę zasłonić jego nagie ciało. Szybko zasłonił krocze ręką.
- Och, Eliasie! Czy ty myślisz, że na tej łące nie ma nic bardziej godnego mojej uwagi? – Zaśmiała się. Jej towarzysz zarumienił się jeszcze bardziej.
- Skoro tyle rzeczy jest bardziej godnych twojej uwagi, to dlaczego wciąż patrzysz na mnie?
- Uroczo się wstydzisz, wiesz?
Nie wiedział, co odpowiedzieć.
Sirja odwróciła się ostentacyjnie i udała się w kierunku krzaków, w których przebierał się chwilę wcześniej. Gdy stanęła przed stertą ubrań Eliasa, zrobiło się jej niedobrze. Do jej nozdrzy docierała właśnie okropna woń, jaką wydzielały, kiedy wykonywała krótki gest ręką, jakby chcąc pstryknąć, czego jednak nie uczyniła, lecz wyprostowała palec wskazujący. Niezbyt czyste ubrania Eliasa uniosły się kilka centymetrów nad ziemię, lecz po kilku sekundach opadły i nagle zapachniały świeżością. Ponowiła gest, tym razem jednak umiejscawiając środkowy palec pod kątem prostym do wskazującego. Z cichym świstem sterta popłynęła w powietrzu i wylądowała delikatnie na trawie przy brzegu Kelikkian.
- Dziękuję – mruknął Elias, urażony. Nie lubił, kiedy Sirja wywyższała się przy nim i naruszała jego prywatność. Niby była jego przyjaciółką i niewiele dzieliło ich tajemnic, a wzajemne wady akceptowali, ale mimo to uważał, że Sirja przesadza. Stała się nadmiernie złośliwa, nawet jak na nią. Bardzo go to irytowało. A jej zachowanie pogarszało się z każdą chwilą od momentu wyruszenia w kolejną podróż. Wiedział, że jego przyjaciółka jest ciągle podenerwowana i chyba trochę smutna. Chciał dodać otuchy, lecz nie wiedział jak. Zwłaszcza, że i on nie czuł się najlepiej.
Byli już dobre sto pięćdziesiąt królewskich läneetów na północny zachód od Ellotei, niemal u końca drogi ku Rëtsanne, do której im tak było pilno. Ledwo wrócili do pałacu w rodzinnym mieście, już musieli ruszać w dalszą drogę. Sirja znów nie podjęła pracy na prowadzonym przez siebie Taikkos, uniwersytecie nauk tä’ki oraz współczesnej magii użytkowej i artystycznej. Elias znów nie miał okazji upijać się we wszystkich gospodach przed nadejściem jesieni, aby uczynić zadość swej tradycji, i prosić Sirję o stanowisko na Taikkos, tylko po to, by ją zdenerwować, z góry przecież zakładając, że i tak się nie zgodzi. Wiedział, że nie nadaje się do takiej pracy i wcale mu nie sprawiały przykrości jej zawsze negatywne odpowiedzi. Jakkolwiek, był cenionym bardem, kto wie, czy nawet nie najlepszym. Na większych ucztach zasiadał obok króla w jego stolicy – Ilmarinen –i wyśpiewywał ułożone przez siebie piękne pieśni w najbardziej uroczystych momentach. Ceniono sobie jego zdanie, jeżeli chodziło o sztukę. Elias jednak, choć miał po temu wrodzone predyspozycje, nigdy nie umiał dobrze posłużyć się swoją tä’ki, więc nie potrafił też zupełnie czarować. Nie zrażał się tym jednak i poświęcał się całkowicie muzyce i poezji. Jednak i na to nie mógł sobie pozwolić podczas forsownej jazdy. Kiedy wreszcie Sirja zarządziła nocny postój, Elias nie miał już nawet sił, by nastroić swoją lutnię – jedyną rzecz, z którą nigdy się nie rozstawał. Tego dnia nie udało mu się nawet polowanie – coś, z czym z reguły sobie radził. Po raz pierwszy chyba w życiu poczuł, że chciałby umieć czarować. Nigdy mu na tym nie zależało, ale teraz czuł przykrość z tego powodu. Starając się ukryć narastające przygnębienie, wynurzył się szybko z wody i narzucił na siebie długą koszulę, po czym, wcisnąwszy bieliznę, założył nieco podarte, brązowe spodnie do kostek. Spojrzał błagalnie na Sirję, która już siedziała przy ognisku. Ognisku bez drew. Ognisku nad ziemią.
- Czy, jeśli już nie możesz rozpalić tu normalnego ogniska, może mogłabyś chociaż wybrać mniej rażący kolor? – Spytał zirytowany.
Przyjrzała się krytycznie swemu dziełu, przekrzywiając głowę na bok.
- Myślałam, że lubisz zieleń.
- Ale w naturze.
- Eliasie, moja tä’ki jest całkowicie naturalna. To ty jesteś ewenementem, jeśli chodzi o magię. Ludzie, którzy mają tä’ki, cenią sobie ten dar i go rozwijają. Ty wybrałeś muzykę. Ale nie znaczy to, że nie masz tak samo naturalnej tä’ki, jak ja.
- Dobra, dobra, wiem. Nie musisz mi mówić tego po raz milionowy. Ale dla mnie to i tak nie jest normalne.
- Normy są dla ludzi z ograniczeniami. Normy są dla ludzi…
- …bez tä’ki. Wiem. Ale mnie to i tak drażni.
- Oj nie marudź już tak. – Uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Nie marudzę. Właściwie, to chciałem cię spytać, czy zrobiłabyś coś z tymi spodniami…? – Wskazał na bardziej podartą nogawkę.
- Chciałeś powiedzieć: z tymi resztkami spodni. Nie, nie zrobiłabym. One już umarły. Im się nie da już pomóc.
- Czy ty kiedykolwiek przestaniesz mówić o rzeczach jak o istotach żyjących?
- Nie, to zabawne, kiedy się denerwujesz o to za każdym razem. – Odparła z uśmiechem.
- Sirja… - jęknął. Usiadł na lekko wilgotnej trawie nieopodal ogniska, dokładnie naprzeciwko Sirji. Ta jednak, mimo jego wszelkich starań, nie patrzyła mu w oczy, mówiąc cokolwiek. Wpatrywała się tępo w ogień. A może i właśnie nie? Elias nie wiedział; nie mógł wiedzieć. Nawet nie próbował się domyślić, w jakim celu ona to robi. Może tylko po to, żeby nie patrzeć mu w oczy. Taką miał nadzieję.
- Kup nowe. – Poradziła mu, nawet nie zwracając ku niemu głowy. – Stać cię.
- Było mnie stać. – Odparł.
- Trzeba było tyle nie pić.
- Łatwo ci mówić. Gdybyś była na moim miejscu…
To ją zirytowało na tyle, że wreszcie spojrzała na niego. Uniosła swe wysoko osadzone, cienkie i jasne brwi, aby to okazać. „Jakbym tego nie widział…” – pomyślał Elias.
- To bym tyle nie piła. No dobrze, zakończmy tę dyskusję, bo i tak nic z tego nie wyjdzie mądrego. W zasadzie, to… - Nie mogła dokończyć, bo Elias wpadł jej w słowo, mówiąc to, co ona właśnie chciała powiedzieć.
- …i tak ja nie mówię nigdy nic mądrego, wiem.
- Zadziwiasz mnie ostatnio. Bardzo dużo rzeczy wiesz.
- Bardzo śmieszne.
- No nie obrażaj się… - Rzekła pojednawczym tonem. Tylko tego jej jeszcze brakowało. Obrażonego na nią i na cały świat Eliasa, który nagle zrezygnuje.
- Nie obrażam się. Bliżej mi do zamartwiania się.
Zdziwiła ją ta odpowiedź. Spytała:
- O co?
- Chyba o kogo.
Sirja uniosła pytająco brwi.
- Przecież nie o mnie…?
- A właśnie, że o ciebie. Zawsze, kiedy jesteś przesadnie złośliwa i wredna, coś cię gryzie.
Znów patrzyła w ogień. W tym spojrzeniu była jakby tęsknota, zauważył. Ale tęsknota do czego?
- Za dobrze mnie znasz. Muszę sobie znaleźć innego kompana na następną podróż.
- Bardzo śmieszne. Co więc?
- Powtarzasz się. – Wytknęła mu, coraz bardziej zatapiając się we własnych myślach.
- Mówże!
- Nie dajesz mi żyć… - Westchnęła. Odwróciła się ku niemu ostentacyjnie. Posłał jej groźne spojrzenie. Właściwie nie było ono tyle groźne, co raczej zabawne w jego wykonaniu, ale postanowiła, że mu o tym nie powie. Przynajmniej nie teraz. – No więc dobrze, niech ci będzie. Zwyczajnie tęsknię już za domem. Chciałabym sobie spokojnie pomieszkać w Ellotei i uporządkować wszystkie sprawy, szczególnie na uczelni. Spokojnie poużerać się z przygłupimi studentami o oceny, tak, wiem, jak to paradoksalnie brzmi. Spokojnie zwyzywać połowę wykładowców i spokojnie skrzyczeć naszego ‘starisija.* - Westchnęła ciężko. – Jestem zmęczona tymi ciągłymi podróżami. Jeśli tylko będę miała po temu okazję, osobiście zrugam króla za ten pomysł wysłanników. Ale cóż, na odległość nic mu nie powiem…
Elias westchnął.
- Jeśli cię to pocieszy, to też mam dość.
- Ty przecież jesteś urodzonym włóczęgą, powinno ci to odpowiadać.
- Włóczęga włóczy się we własnym – właściwie to w nieokreślonym – celu. Jeżeli ktoś obierze za niego i drogę, i jej koniec, radość z tułaczki natychmiast zanika.
- Ano może i masz rację. Ale tylko może, bo nie do końca słuchałam, co mówisz… O, popatrz, jaka śmieszna chmurka!...
Elias zacisnął zęby. Wiedział, że Sirja celowo zmienia temat. Nie miał jej tego za złe, sam nie czuł się wcale lepiej po takiej rozmowie. Jak zwykle wszystko popsuł. Poczuł się jeszcze gorzej.
Zrezygnowany, wstał i udał się na poszukiwanie swojego konia – Ama, z którego juków zamierzał wyciągnąć koce. Zadanie nie okazało się łatwe, bo wierzchowiec był kary, a zmierzch zapadł już jakiś czas temu. Gdy w końcu mu się udało, musiał się uporać z tendencją Ama do obryzania paznokci swego pana (w które zresztą nie bardzo trafiał, lecz, niezrażony, zwykle postanawiał poobgryzać całą dłoń). Po około dwudziestu – trzydziestu minutach znalazł się z powrotem przy zielonym ognisku unoszącym się w powietrzu. Sirja sprawiała wrażenie, że nawet nie drgnęła.
Chciał ją popchnąć, sprawić, by się zdenerwowała. Jak za dawnych lat. Wiedział jednak, że nie może tego uczynić. Nie miał zielonego pojęcia, czy przypadkiem nie rzuca jakiegoś zaklęcia albo zanurza się w swojej tä’ki, więc wolał nie ryzykować, że zrobi jej krzywdę. Udając, że zupełnie go nie obchodzi, co robi Sirja, rozłożył koce i umościł sobie w nich na tyle wygodne legowisko, na ile się dało. Mruknąwszy niewyraźne „dobranoc”, ułożył się prawie ostatecznie w swych kocach. Nie usłyszał odpowiedzi. Powtórzył.
- Dobranoc, dobranoc – mruknęła w zamyśleniu.
Odchrząknął znacząco.
- Ja chcę spać.
Mrugnęła kilka razy szybko, a przynajmniej tak mu się zdawało. Odwróciła ku niemu głowę.
- To śpij. – Odpowiedziała.
- Nie mogę. – Jęknął.
- Bo…? – Pytanie przybrało nieco nieprzyjemny ton, którego używała, ilekroć jej przeszkadzał w koncentracji nad tä’ki.
- Jest za jasno. – Stwierdził.
Zmieszała się nieco.
- Ach, tak, faktycznie. Chwileczkę.
Zamknęła oczy. Przez chwilę mogło się zdawać, że nic się nie wydarzy, lecz nagle rozległo się ciche syczenie i zielony ogień znikł, nie pozostawiając po sobie śladu poza cienką strużką dymu, która szybko została uniesiona przez wiatr i zniknęła w nocnych ciemnościach.
- Dziękuję – rzekł, po czym położył się z powrotem na dość niewygodnej ziemi. – Dobranoc.
Znów nie odpowiedziała.
Sirja patrzyła wciąż w nocne niebo, kiedy minęła północ. Elias spał. „Nie zrobił sobie kolacji, bidula…” – przypomniało jej się nagle. Westchnęła. „Jego naprawdę chyba trzeba karmić, bo sam nie potrafi”. Czuła się głupio z tym, że nie powiedziała wszystkiego Eliasowi. A jednak nie mogła. Nie zrozumiałby.
________________
*‘starisija – funkcja odpowiadająca burmistrzowi we wcześniejszym Wielkim Królestwie. Ell‘starisija - ‘starisija Ellotei. (Kylvian - Ky‘starisija, Rëtsanne - Rë‘starisija itd.)
To tak gdzieś tyle. Drugi rozdział leży sobie... Tzn. pół drugiego rozdziału... hen, daleko...
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Frugolina dnia Wto 19:05, 01 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Balladyna
Strażnik pióra
Dołączył: 02 Wrz 2012
Posty: 216
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Zakopane / Astromnilie Płeć: pisarka
|
Wysłany: Wto 23:34, 01 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Bardzo mi się podoba, w jaki sposób piszesz. Jestem pod wrażeniem.
B.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Balladyna dnia Śro 19:49, 02 Sty 2013, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Frugolina
Piśmienny
Dołączył: 19 Wrz 2012
Posty: 49
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
Płeć: pisarka
|
Wysłany: Sob 17:37, 05 Sty 2013 Temat postu: |
|
|
Dziękuję, zaskoczyłaś mnie swoim komentarzem.
Prace nad drugim rozdziałem będą kontynuowane, kiedy przerzucę pliki ze starego komputera. (Windows 8 jest taki faaaajny! xD). Tzn. może jeszcze dzisiaj, zobaczymy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|